wtorek, 15 października 2013

"Dead Headers" James H. Jackson i "The Passage" David Poyer

Dziś krótkie podsumowanie dwóch sensacyjno-szpiegowskich powieści z rodziny moich kieszonkowców. Niespodzianki, którą dawno temu sprawiła mi Donna Tart tym razem znowu nie będzie. Obie pozycje opuszczają moje półki.
Akcja książki Jacksona zaczyna się od ataku terrorystycznego w Paryżu, aby przez 500 następnych stron pędzić przez Anglię, USA, Iran, Libię i parę jeszcze innych państw, których już teraz nie pamiętam. Jeszcze gorzej poszłoby mi pewnie z wyliczeniem narodowości występujących w powieści terrorystów, agentów do zadań specjalnych, szpiegów bądź ilu wywiadów, handlarzy bronią wszelkiej maści, naukowców na usługach zbrodniczych reżimów, płatnych zabójców itp, itd. Może po prostu za dużo już widziałam podobnych historii o skomplikowanych intrygach politycznych, super tajnych komórkach wywiadów, podwójnych agentach, politykach-oportunistach, abym dała się naprawdę ponieść takiej akcji bez poczucia znużenia i regularnego sprawdzania numeru strony. Niepotrzebna brutalność niektórych scen to dla mnie     dodatkowy mankament, daję za to plus za realizm zakończenia   i wiedzę autora o skomplikowanym podłożu terroryzmu. 

The Passage czyta się moim zdaniem dużo lepiej, a szczególnie miłośnikom literatury morskiej godna jest polecenia. Sensacyjna intryga nie jest przeładowana, jak w poprzedniej powieści, a główny bohater, porucznik Dan Lenson to postać dobrze wykreowana, prawdziwa i wciągajaca czytelnika w opowiadane wydarzenia. Czasem budzi sympatię, czasem irytację, ale nie nuży. Równolegle do morskiego prowadzony wątek kubańskich uciekinierów, przedstawiony realistycznie zarówno na terenie Kuby jak i USA jest z pewnością dodatkowym walorem tej powieści. Krótko mówiąc, Poyer może zainteresować wielbicieli gatunku, ale porównywanie, jak sie dowiedziałam jego pisarstwa do prozy Conrada uważam już za grubą przesadę.
A u mnie zwolniły się dwa miejsca na półce i bardzo mnie to cieszy.


niedziela, 26 lutego 2012

"Właściwie" - Julian Tuwim

Co ja właściwie czynię, tak cierpiąc, tak się ciesząc,
Tak życia niecierpliwy ku pewnej śmierci spiesząc?

Co czynię, czyniąc wszystko? U kogo służba moja?
Kto są ci wszyscy wokół? Skąd jestem tu i kto ja?

Te smutki, te radości - cóż one mi powiedzą?
O Boże, Boże, Boże, ci ludzie nic nie wiedzą!

Te smutki, te radości - zasępią czy ukoją?
O Boże, Boże, Boże, zeslij mi łaskę swoją!

I o co ja własciwie, o Panie, Ciebie proszę,
Gdy ku niebiosom Twoim stęsknione oczy wznoszę? 

niedziela, 15 stycznia 2012

Maraton z Camillą Läckberg


Tak jak poprzednio powieści Camilli wślizgnęły się bez kolejki do mojej książkowej poczekalni i to w postaci hurtowej pożyczki. Dodajmy do tego trochę więcej wolnego czasu w okresie świąteczno-noworocznym oraz pretekst o konieczności oddania pożyczki i maraton kryminalny wystartował.
Powieści Läckberg czyta się dobrze i szybko, bo każda historia przykuwa uwagę, a jednocześnie wymaga nieco skupienia z powodu ilości występujących postaci i prowadzonych wątków, zarówno kryminalnych, jak i obyczajowych. Chyba już kiedyś napisałam, że za jedną z zalet tych powieści uważam właśnie równoległe prowadzenie z jednej strony intrygi kryminalnej, na ogół ciężkiej, przytłaczającej, zanurzonej w przeszłości, oplatającej ciasną siecią swoich bohaterów. A z drugiej, historii zwykłych, przeciętnych wręcz ludzi, którzy o zbrodnię i zło się ocierają, probują je rozwikłać i zrozumieć, ale stawiają wyraźną barierę między obcym im światem zbrodni, zatrutych emocji i zdegenerowanych relacji międzyludzkich, a ich prawdziwym życiem, gdzie liczy się uśmiech dziecka, dobro rodziny, wspólnie zjedzone śniadanie i lista zakupów.
Nie zamierzam tu streszczać poszczególnych tomów, gdyż zrobiono to wielokrotnie na innych blogach i stronie wydawnictwa, a poza tym w przestrzeni publicznej streszczać powieści, a zwłaszcza kryminałów, nie wypada. Warto jednak zauważyć, jak szeroki wachlarz problemów próbuje poruszyć autorka.
           

W "Kaznodziei", drugiej części cyklu obserwujemy rodzinę Hult, właściwie wykreowaną przez protoplastę rodu, widzimy jak człowiek o silnej osobowości obdarza swoich bliskich sławą i bogactwem, niszcząc jednocześnie więzi rodzinne. Jak megalomania i pycha rodzi zło, którego ofiarami nie są bynajmniej tylko bezpośrednie ofiary popełnionych zbrodni.
W tym samym czasie Patrik i Erika przygotowują się do narodzin dziecka, a Anna, siostra Eriki próbuje układac sobie życie po rozwodzie z Lucasem.
Główną postacią "Kamieniarza" jest z pewnością Agnes, próżna i rozpuszczona dziedziczka kamieniarskiego przedsiębiorcy. Powtarza się wątek bogactwa i braku miłości. Agnes wydaje się patologicznie niezdolna do jakiejkolwiek miłości, oprócz może miłości własnej. Zło rodzi zło, a zbrodnia prowadzi do kolejnych, konsekwencje ponoszą jednak następne pokolenia.
W wątkach pobocznych autorka dotyka problemu pedofilii oraz ciekawie przedstawia przypadek rzadkiej choroby Aspergera.

"Ofiara losu" to, moim zdaniem, jedna z lepszych części cyklu. Interesująco przedstawiony świat "reality show", manipulowanie uczestnikami i widzami, cynizm producentów. Obok niego sprawcy zbrodni, którzy nie są tym razem uosobieniem zła, raczej ofiarami złego losu i ludzi, popychani instynktem przetrwania i fałszywie rozumianym pragnieniem rozliczenia społeczeństwa za doznaną krzywdę. Kto jest tutaj większym zbrodniarzem, skrzywdzone przez dorosłych dzieci, czy bezduszni poszukiwacze zysku i popularności?

    

 Podobała mi się także "Syrenka", gdzie powtarza się wątek skrzywdzonego dziecka i wstrząsających konsekwencji, do jakich ta krzywda prowadzi. Bardzo dobry portret pisarza, próbujacego rozliczyć się z przeszłością i od niej uwolnić.

I wreszcie "Latarnik", ostatnia jak dotąd część cyklu, gdzie obie bohaterki z przeszłości i czasów współczesnych łączy problem przemocy domowej, jak to się dziś określa. Czasy inne, ale czy rzeczywiście dzisiejsze społeczeństwo radzi sobie z przemocą lepiej, zdaje się pytać autorka, przedstawiając los Emelie, Madeleine i Annie.
W "Latarniku" definitywnie nie podobało mi się wprowadzenie elementów nadprzyrodzonych, nie widzę uzasadnienia dla tego wątku. Od strony konstrukcyjnej zaś, skoro mowa o minusach, irytowało mnie praktycznie w każdej części, sztuczne wydłużanie książki poprzez mnożenie scen, doprowadzających do rozwiązania zagadki.

We wszystkich częściach serii autorka pozwala nam naturalnie odpoczywać regularnie od wstrząsająych na ogół wątków kryminalnych, obserwując życiowe perypetie Patrika i Eriki. Ciekawą postacią jest także siostra Eriki, Anna, której historia balansuje momentami na granicy tych dwóch światów normalności i przestępstwa, pokazując, jak cienka granica dzieli je w rzeczywistości.
A teraz, po przewróceniu ostatnich stron "Latarnika", stanęłam na mecie maratonu, wchłonęłam te wszystkie historie. I nie opuszcza mnie refleksja, że jest coś dziwnego w nazywaniu tego rodzaju opowieści rozrywką, a tak się przecież powszechnie określa czytanie kryminałów.
Definitywnie potrzebuję odpoczynku od kryminału i wyjścia na świeże powietrze z tych mrocznych zaułków.

środa, 30 listopada 2011

Carlos Ruiz Zafón

"Cień wiatru"
"To jest jak przypływ i odpływ, wie pan? Barbarzyństwo, ma się rozumieć. Odpływa i wydaje się, że już jesteśmy uratowani, ale wraca, zawsze wraca ...... i nas zalewa. Jestem tego świadkiem codziennie w instytucie. Mój Boże. Do sal wykładowych przychodzą małpy. Darwin był idealistą i marzycielem, zapewniam pana. Jaka tam ewolucja. Zanim trafię na jednego myślącego, muszę stoczyć bitwę z dziewięcioma orangutanami."
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Problemem nie jest zarabianie pieniędzy samo w sobie. (...) Problemem jest zarabiać je, robiąc coś, czemu warto poświęcić całe życie."
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Z wszystkiego, co napisał Julian, najbliższa mi jest prawda, że póki nas ktoś pamięta, wciąż żyjemy."

poniedziałek, 28 listopada 2011

"Cień wiatru" - Carlos Ruiz Zafón

Mam zawsze lekki problem z książkami, które wszyscy czytają i wszystkim się podobają. U mnie trafiają natychmiast do poczekalni, nie kupuję, nie szukam, nie pożyczę od nikogo z własnej inicjatywy. "Cień wiatru" byłby pewnie czekał dalej, gdyby nie pobyt w szpitalu i konieczność wypełnienia dłużących się godzin. Zadecydowały gabaryty i zyczliwość przyjaciółki. Książka okazała się sporym wyzwaniem dla jednej sprawnej ręki, a odłożyć jej już się nie dało.
Nie ma wątpliwości, że Zafón stworzył fantastyczny materiał do ekranizacji, choć obawiam się, że kino prawdopodobnie zuboży tę przejmującą i wielowątkową opowieść. A teraz moje wrażenia.
Autorowi udało się z pewnością przemówić do mojej wyobraźni i zabrać w podróż po Barcelonie, w końcu jednej z bohaterek powieści,  bohaterki czasami romantycznej, tajemniczej albo niebezpiecznej, zgiełkliwej, naznaczonej ciągle hiszpańską wojną domową i skomplikowanymi relacjami międzyludzkimi. Na jej tle rozgrywa się dramatyczna historia miłości i pisarstwa Juliana oraz splecione z nią losy dorastajacego Daniela. Młodszy próbując zrozumieć książkę i rozwikłać tajemnicę pisarza, przekracza na zawsze granice dziecięcego świata, starszy ściga się z demonami przeszłości, próbując żyć pomimo unicestwienia.
"Cień wiatru" to książka o miłości kobiety i mężczyzny i dorastaniu do niej, o niszczącej sile nienawiści, może po prostu o tym co odwieczne czyli zmaganiu się dobra i zła w człowieku i wszelkich tego konsekwencjach. Ciekawie umiejscowiona i podkreślona jest w tych wątkach rola ojca. Ojciec Daniela jest na pewno moją ulubioną wśród postaci drugoplanowych, prawdziwym przewodnikiem i przyjacielem swego dziecka, jak opisze go w rozmowie z Danielem Fermin:
"Mówię o innym rodzaju ojca. Takim dobrym ojcu rozumie pan.
- Dobrym ojcu?
- Tak. Takim jak pański. O mężczyźnie z głową, sercem i duszą. Mężczyźnie, który umie słuchać, prowadzić i szanować dziecko, a nie topić w nim własne wady. O kimś, kogo syn będzie kochać nie tylko dlatego, że to ojciec, ale i podziwiać będzie ze względu na to, jaką jest osobą, o kimś do kogo będzie chciał być podobny."
Takich refleksyjnych fragmentów jest w powieści Zafóna wiele. Autor opowiada historię, porywającą i dramatyczną, ale w rozgrywających się scenach systematycznie umieszcza własny ponadczasowy przekaz.
Jeden z nich niech posluży za zakończenie tego tekstu, jako finalna zachęta do przeczytania tej interesującej książki, czasami wprawdzie dość męczącej ilością wątków, postaci i stylów, ale mimo wszystko oryginalnej, zachęcającej do refleksji i zajrzenia do dalszych powieści Zafóna:
"Nie potrafiłen uwolnić się od myśli, że choć mnie zupełnie przypadkowo udało się odkryć cały wszechświat w nieznanej książce, znalezionej w bezkresie nieskończoności tej nekropolii, to jednak dziesiątki tysięcy książek pozostanie nieodkrytych, zapomnianych na zawsze. Poczułem się osaczony milionami porzuconych stronic, wszechświatów i bezpańskich dusz, które toną w oceanie mroku, podczas gdy świat tętniący za tymi murami życiem nieświadomie traci pamięć, dzień po dniu, uważając się za tym mądrzejszego, im więcej udaje mu się zapomnieć."
A jak wygladałaby nasza lista książek, które odkryły przed nami wszechświat?

piątek, 26 sierpnia 2011

"Jak wytrzymać z mężczyzną" - Joanna Chmielewska

Przypuszczam, że większość czytelników zdziwiła zawartość tej książki. Mnie na pewno. Przyzwyczajona do kryminalno-humorystycznych powieści Chmielewskiej, nad którymi zaśmiewałam się na ogół do łez, dostałam tym razem do rąk humorystyczne rozmyślania pisarki nad meandrami relacji męsko-damskich. Tytuł może trochę zmylić czytelnika, bo książka traktuje też i o tym, jak to mężczyźnie nieraz trudno wytrzymać z kobietą i szczegółówo wyjaśnia dlaczego, z właściwym Chmielewskiej poczuciem humoru i ciętym, czasem wręcz dosadnym językiem. Tekst biegnie potoczyście, nie mogłam, oprzeć się często wrażeniu, że słucham monologu kabaretowego w stylu Hanki Bielickiej. Uśmiechałam się wielokrotnie, śmiałam na głos też, również na poważnie przyznając autorce rację.

Jest w tej książce wiele: za żartem ukryta refleksja nad stosunkami międzyludzkimi, zmianami w rolach kobiety i mężczyzny i tych zmian konsekwencjami, wyobrażnia językowa nadająca tekstowi niepowtarzalny koloryt, obraz polskich realiów przed i po przemianach, choć chyba jednak widziany oczami starszych pokoleń. Nic wię dziwnego, że książka od wielu lat sprzedaje się dobrze, a za jakiś czas stanie się ilustracją, jak to dawniej bywało.

Do polecenia wszystkim, pragnącym oderwania od poważnej lektury, wyczerpującej umysłowo pracy, albo tylko okazji, aby sie pośmiać.

piątek, 29 lipca 2011

"Kiedy bogowie umierają" - C.S.Harris

Ależ tytuł!! Obiecujący, niemal majestatyczny - nazwisko pisarki nie mówiło mi absolutnie nic, ale tytuł kusił i przyciągał wzrok.
Bardzo chciałabym napisać, że ksiażka spełnila obietnicę i ofiarowała mi niepowtarzalną czytelniczą przygodę. Niestety po prawie czterystu stronach powieści trzy słowa z okładki nie nabrały żadnej treści, pozostały marketingowym zabiegiem. I teraz każde kolejne  zdanie mogę zaczynać od "nie". Nie wciągnęła mnie banalnie prowadzona akcja z pogranicza przeciętnej powieści "płaszcza i szpady" oraz komiksu, sztuczne dialogi, płaskie postacie. Nie przekonały historyczne elementy opowieści, powtykane tu i ówdzie objaśnienia na temat epoki. Skrótowe podsumowanie fikcji i prawdy, którym autorka zamyka śledztwo St Cyra niewiele pomaga, za to pokazuje niestety jak wiele mozliwości nie zostało wykorzystanych (np. historia naszyjnika należącego do przodków autorki). Oczywiście, że zagadka kryminalna wciąga, mimo wszystko chce się poznać rozwiązanie, tylko że to wszystko za mało, żeby książka mogła zamieszkać w szanującej się bibliotece. A moja do takich należy. Nie polecam i na pewno nie sięgnę po następne powieści C.S.Harris